Tło, REBIS

Aktualności

Nowa książka Niny Majewskiej-Brown już wiosną!

Gdy tajemnica staje się przedsionkiem piekła… 

Premiera Grzechu już wiosną, a już teraz pierwszy fragment!

 

Większość ludzi prowadzi życie w cichej rozpaczy.
Henry David Thoreau, Walden, czyli życie w lesie

Jak każdego popołudnia, szła powoli przez rzadki las dobrze znaną piaszczystą ścieżką, która prowadziła wprost na niewielką plażę nad pobliskim migotliwym jeziorem. Ostrożnie stawiała opuchnięte stopy wepchnięte w stare trampki, usiłując ominąć rosnące co rusz kępy pokrzyw, których w tym miejscu nie powinno być. Zawsze się zastanawiała, co sprawiło, że w tej części lasu czuły się tak znakomicie i ochoczo porastały piaszczystą płaszczyznę. Wiedziała, że za kilka metrów ustąpią miejsca igliwiu, które od lat zalegało dalszy odcinek rzadko uczęszczanej drogi. Nikt tędy nie jeździł, sporadycznie ktoś przechodził, a zupełny brak śladów zwierząt sugerował, że nawet one nie były zainteresowane tą częścią młodniaka.

Jak zwykle czuła się zmęczona, wykorzystywana i mało, że nikomu niepotrzebna, to wręcz porzucona przez los. Mimo to rozkoszowała się zapachem wilgoci, mchu porastającego stare drzewa i żywicy, której aromat eksplodował, gdy mijała dopiero co ścięte, poukładane w równe stosy pnie drzew. Choć panował nieznośny upał, cień w lesie dawał nieznaczne poczucie wytchnienia. Zaintrygowana widoczną wśród krzaków żółtą plamą, która – jak miała nadzieję – okaże się skupiskiem kurek, skręciła w bok. Drobne gałązki pękały z cichym, drażniącym odgłosem pod jej stopami, co sprawiło, że instynktownie rozejrzała się wokół siebie. Przystanęła na chwilę i zrozumiała, że dziś las oddycha innym, powolniejszym rytmem, któremu towarzyszy absolutna cisza. Ze zdziwieniem zauważyła, że zazwyczaj krzykliwe ptaki, których świergot budził ją, nim słońce zdążyło wzejść, ucichły, a nieporuszane najsłabszym wiatrem liście zamarły na drzewach.

Upał buchnął ze zdwojoną mocą, zapowiadając nadchodzącą burzę. Nigdy nie bała się przyrody, kpiła z jej praw i mocy, pewna swej wygranej. Tym razem było inaczej, nie chronił jej dach domu, w dodatku, choć nikt jej nie towarzyszył, miała niewytłumaczalną pewność, że nie jest sama. Owładnęło ją irracjonalne wrażenie, że ktoś tu jest.

Zganiła się w myślach. A jednak, w miarę jak z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej, a wiatr wreszcie przedarł się przez konary drzew i nerwowo potrząsał pobliskimi krzakami, ogarniał ją strach. Paniczny lęk, niemający racjonalnego wytłumaczenia, który obezwładnia umysł i popycha ciało w fałszywym kierunku.

Zawróciła. I dokładnie w momencie, gdy miała zrobić pierwszy krok w stronę domu, ich oczy się spotkały. W pierwszej chwili poczuła ulgę, ale już po ułamku sekundy wiedziała, że coś jest nie tak, że nienazwane zło czai się w powietrzu i wciska w ziemię. Paraliżuje, nie pozwala zrobić kroku, a jednocześnie umysł nie potrafi dokonać analizy sytuacji. Patrzyła w wykrzywioną nienawiścią twarz, na której malowały się determinacja i zdecydowanie, jakich by się nie spodziewała.

Otworzyła usta, by wyrazić zdziwienie, że ktoś jej szukał, jednak nie zdążyła wykrztusić słowa.

Usłyszała cichy syk i poczuła na twarzy mżawkę drobnych, zimnych kropli, które ogniem rozlały się po oczach, promieniując na całą twarz. Kciuk ponownie przycisnął spust aerozolu i piekący gaz ze zdwojoną zawziętością zaatakował jej twarz, wypalając błony w ustach i nosie. Chciała krzyczeć, lecz nie potrafiła wydobyć żadnego dźwięku. Odruchowo przymknęła oczy i ta chwila ciemności, która wdarła się w jej umysł, wystarczyła, by zupełnie straciła kontrolę nad tym, co się dzieje.

Choć każda część ciała krzyczała, choć tak bardzo chciała zapytać dlaczego, milczała, skupiona na walce o oddech.

I wtedy, w tej ciszy i ciemności poczuła, jak coś twardego zaciska się na jej krtani. Coś owinęło ciasno jej szyję i niczym nóż wbiło się w ciało. Znowu chciała krzyczeć, ale nie mogła nabrać powietrza. Nie mogła złapać oddechu. Odruchowo starała się chwycić to coś, co zaciskało się wokół jej szyi, jednak nie była w stanie wsunąć palców między skórę a drut, który wymacała. Czuła, jak jej ciało się napina, a ból staje coraz bardziej nieznośny. Nagle otworzyła oczy i spojrzała na wykrzywioną twarz tuż obok swojej. Szare plamy wirowały coraz radośniej i szybciej pod powiekami, krtań natomiast stawiała coraz mniejszy opór. Niemal usłyszała, jak coś pęka i zapada się, demolując tchawicę. Za wszelką cenę chciała protestować, ale walka toczyła się już poza nią.

Znajdowała się teraz z boku. Nieco wyżej i trochę po lewej stronie. Patrzyła, jak jej bezwładne ciało się osuwa. Spoglądała na siebie, której już nie było. Siebie, która właśnie przestawała istnieć. Przyglądała się dwóm postaciom, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego jedna robi to drugiej. Czym zawiniła, co się stało? Dlaczego?

Była zdziwiona. Myślała, że śmierć jest straszniejsza. Przed jej oczami nie przewinęły się też obrazy z całego życia, o czym wszyscy tak ochoczo, ze znawstwem opowiadali. Być może umierała zbyt szybko, zbyt chaotycznie, zbyt bezsensownie.

Po pierwszym odległym grzmocie wokół niej znowu panowała cisza.