Tło, REBIS

Aktualności

Najnowsza książka Andrew Nagorskiego, autora „Hitlerlandu”

Po zakończeniu procesów norymberskich i rozpoczęciu zimnej wojny większość państw zwycięskich w II wojnie światowej straciła zainteresowanie ściganiem niemieckich zbrodniarzy wojennych. Niżsi rangą naziści wtopili się w społeczeństwa, które zajęte były, zdawałoby się niemożliwym, zadaniem odbudowy z wojennych zniszczeń i zrównoważenia strat. Najgorsi zbrodniarze uciekli z Europy i urządzili się w innych częściach świata. Łowcy nazistów to książka o nielicznej i luźno tylko powiązanej grupie mężczyzn i kobiet tropiących nazistowskich funkcjonariuszy na całym świecie, by postawić ich przed sądem. Nie chcieli pogodzić się z tym, by zbrodniarze uniknęli kary.

Premiera książki 25 października. 

lowcy-nazistow-minimalka

 

Dlaczego napisał pan tę książkę? Jest przecież już tak wiele prac o II wojnie światowej?

Jako korespondent zagraniczny „Newsweeka” przebywałem na placówkach w Berlinie, Moskwie i Warszawie. Wskutek tego często pisałem o sprawach związanych z II wojną światową i holokaustem. Jednakże Łowców nazistów napisałem tak naprawdę z dwóch powodów.

Po pierwsze, pojąłem, że ta epoka zbliża się do naturalnego końca, ponieważ wkrótce żaden z nazistowskich zbrodniarzy wojennych nie pozostanie przy życiu. Z tego powodu można opowiedzieć już niemal całą historię łowców i ściganych, dzięki czemu mogłem napisać książkę obejmującą cały okres powojenny. Uznałem to za idealny moment do podsumowania osiągnięć łowców nazistów, jak również ich niepowodzeń. Mogłem oddzielić rzeczywistość od mitu.

Na te tematy pisano już wcześniej, choćby o uprowadzeniu przez Mosad Adolfa Eichmanna z Argentyny, jednakże rzadko starano się przedstawić całościowo zjawisko. W mojej książce ukazuję, jak, zdawałoby się, niezwiązane wydarzenia były powiązane ze sobą na więcej sposobów, niż się zwykle wydaje. Jak zmuszono Niemców, Austriaków i innych do skonfrontowania się z najmroczniejszymi rozdziałami w ich dziejach. I jak obecnie zmuszono Stany Zjednoczone do przyznania, że wpuściły w swe granice wielu zbrodniarzy wojennych.

Po drugie, zawsze fascynował mnie sposób, w jaki jednostki żywiące głębokie przekonania wpływają na bieg historii. Nie mam wątpliwości, że tego właśnie dokonali łowcy nazistów. W czasie, gdy świat pragnął zapomnieć o koszmarach Trzeciej Rzeszy, oni poświęcili swoje życie podtrzymywaniu pamięci o wydarzeniach oraz zademonstrowaniu, że każdy ponosi moralną odpowiedzialność za swoje czyny. Nie można po prostu powiedzieć – jak niemal każdy postawiony przed sądem nazista – że „tylko wykonywało się rozkazy”. Kwestia ta z pewnością zachowała aktualność.

 

Jakie badania musiał pan przeprowadzić przed napisaniem książki?

Jestem reporterem, dlatego, jeśli tylko to możliwe, staram się osobiście porozmawiać z ludźmi, o których piszę. W tym przypadku wielu łowców nazistów i ludzi przez nich ściganych nie ma już na tym świecie. Miałem jednak szczęście prowadzić wywiady z osobami takimi jak zmarły już Szymon Wiesenthal; czyniłem to wiele razy podczas przygotowywania materiału o poszukiwaniu Josefa Mengele – „anioła śmierci” z Auschwitz – jak również podczas słynnej afery dotyczącej wojennej przeszłości byłego sekretarza generalnego ONZ Kurta Waldheima, gdy ten w 1986 r. kandydował w wyborach na prezydenta Austrii. W tym i w kilku innych przypadkach część badań została już więc przeprowadzona.

Niektórzy z niezwykłych ludzi występujących w tej książce wciąż żyją. Jak Benjamin Ferencz, który w wieku 27 lat był głównym oskarżycielem w Norymberdze. W  „największym procesie o morderstwo w dziejach” zdaniem agencji Associated Press. Beate i Serge Klarsfeld, niemiecko-francuskie, niekiedy działające skrajnie zuchwale małżeństwo polujące na nazistów; Rafi Eitan, agent Mosadu i dowódca oddziału, który w 1960 r. uprowadził Adolfa Eichmanna z Buenos Aires. W trakcie zbierania materiałów jeździłem do Niemiec, Francji, Polski i Izraela oraz po Stanach Zjednoczonych, by zgromadzić potrzebne mi wypowiedzi. W niektórych przypadkach rozmawiałem z członkami rodzin lub współpracownikami zmarłych już łowców, dzięki czemu mogłem uzyskać pewne pojęcie co do ich charakteru i pochodzenia.

Szukałem też wszelkich wspomnień, książek i dokumentów w najróżniejszych archiwach i zbiorach. Potrzebowałem odpowiednich historii osobistych o łowcach i ściganych, dzięki czemu książka okaże się – mam nadzieję – wciągająca i pouczająca.

 

W programach szkół średnich [amerykańskich – J.Sz.] nie omawia się raczej żadnych nazistowskich działaczy poza Hitlerem. W jaki stopniu członkowie NSDAP byli zaangażowani w planowanie i realizację działań swej partii?

Byłoby ogromnym błędem obwiniać o wszystko tylko Hitlera. To on rzecz jasna wyznaczał cele i bez wątpienia był tyranem odpowiedzialnym za masowe mordy o skali trudnej do ogarnięcia umysłem. Jednakże bardzo wiele osób odpowiadało za to, by masowe mordy trwały każdego dnia. Zaangażowani byli w to nie tylko najwyżsi dostojnicy, ale wszyscy, od członków szwadronów śmierci, które gromadziły i mordowały Żydów oraz innych w pierwszych dniach wojny, po strażników i pozostały personel obozów koncentracyjnych. Jednym z głównych zagadnień mojej książki jest kwestia tego, kto był winien tych zbrodni, jak wielu ludzi pracowało w tej machinie śmierci i jaki był poziom ich osobistej odpowiedzialności.

 

Co stanowi zbrodnię wojenną?

Istnieją liczne międzynarodowe konwencje i normy postępowania, które zawierają liczny katalog zbrodni wojennych. Zbrodnią wojenną jest na przykład celowe atakowanie, mordowanie i torturowanie cywilów. Podobnie zbrodnią wojenną jest mordowanie czy torturowanie jeńców. Każdy, kto twierdzi, że w czasie II wojny światowej nie było przyjętych standardów postępowania, propaguje całkowitą nieprawdę.

 

Dlaczego alianci, jak pisze pan we wstępie, w znacznej mierze zarzucili wysiłki, by postawić nazistowskich zbrodniarzy przed sądami?

Początkowe dążenie do pociągnięcia nazistowskich zbrodniarzy wojennych do odpowiedzialności szybko ustąpiło wobec pilniejszych potrzeb zimnej wojny. Gdy w drugiej połowie lat czterdziestych świat podzielił się na obóz zachodni i radziecki, każdą ze stron bardziej interesowało pozyskiwanie niemieckich naukowców i utrzymywanie popularności nowych rządów, nie zaś kontynuowanie trudnych wysiłków badania i rozliczania zbrodni wojennych.

 

Dlaczego musiały minąć niemal dwie dekady od zakończenia wojny, zanim we Frankfurcie doszło do procesu załogi Auschwitz?

W powojennych Niemczech nikt nie chciał skupiać się na koszmarze Trzeciej Rzeszy. Ludność Niemiec Zachodnich pragnęła odbudować gospodarkę i uczestniczyć w nowo powstałej demokracji. Nie chcieli konfrontacji z najnowszą historią. Potrzeba było kogoś takiego jak Fritz Bauer, niemiecki sędzia i prokurator, wywodzący się ze zasymilowanej rodziny żydowskiej, który miał odwagę ponownie podnieść kwestię pociągnięcia nazistowskich zbrodniarzy do odpowiedzialności. Bauer, który czas Trzeciej Rzeszy przetrwał w Skandynawii, uważał takie procesy za absolutnie konieczne. W przeciwnym przypadku miliony ludzi mogłyby nadal przymykać oczy na zbrodnie, których dopuszczono się w ich imieniu.

 

Jakie prawa mieli łowcy nazistów? Działali dla agend rządowych czy na własną rękę?

Niektórzy, jak Wiesenthal i Klarsfeldowie, byli w praktyce wolnymi strzelcami. Działali niezależnie, starając się tropić nazistowskich zbrodniarzy i nagłaśniać ich czyny, naciskając w ten sposób rządy, by podjęły kroki prawne. Inni, jak Bauer, polski sędzia śledczy Jan Sehn czy Eli Rosenbaum ze specjalnej komórki amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, oficjalnie reprezentowali rządy posiadające możliwości oskarżania, deportowania lub występowania o ekstradycję zbrodniarzy wojennych.

 

Streszczenie zawarte na wewnętrznej stronie okładki książki kończy się cytatem: „Początkowo łowcy nazistów chcieli zemsty, jednakże wkrótce ich opowieść zmieniła się w nieustępliwe domaganie się sprawiedliwości”. Jaka jest różnica między zemstą a sprawiedliwością?

Różnica jest ogromna. W początkowej części książki opisuję na przykład powojenną zemstę, gdy wyzwoleni więźniowie obozów zwrócili się przeciwko swym oprawcom. Nawet ktoś taki jak Benjamin Ferencz, młody amerykański prokurator wojskowy, przyznał, że początkowo kierował się pragnieniem zemsty za koszmar, jaki napotkał w wyzwalanych obozach koncentracyjnych.

Wówczas jednak wielu zrozumiało, że choć niemożliwe jest ukaranie wszystkich ani nawet większości winowajców, można organizować procesy służące dokumentowaniu ich zbrodni i umacnianiu zasad, które powinny powstrzymywać ludzi przed pewnymi zachowaniami niezależnie od okoliczności.

 

Czy łowcy nazistów odnieśli sukces?

Jeśli pod określeniem „sukces” rozumie pani pociągnięcie do odpowiedzialności wszystkich zbrodniarzy, odpowiedź brzmi rzecz jasna „nie”. Jednakże udało im się doprowadzić do osądzenia zaskakująco wielu ludzi, zważywszy na zakończenie powojennych procesów i dominującą w świecie chęć zapomnienia o całej sprawie.

 

Wstęp do Łowców nazistów kończy pan następującym zdaniem: „Większość łowców nazistów, tak jak większość zbrodniarzy, wkrótce pozostanie jedynie w naszej zbiorowej pamięci, w której legendy i rzeczywistość najpewniej będą przenikały się w stopniu większym, niż dzieje się to obecnie”. Z biegiem lat, gdy II wojna światowa jest coraz bardziej odległa, dlaczego pańskim zdaniem ważne jest, by nie zapomnieć o tamtych wydarzeniach?

Przede wszystkim, tak jak często podkreślało wielu spośród opisywanych przeze mnie łowców nazistów, jesteśmy to winni milionom ofiar. Do tego dochodzi kwestia wniosków, jakie z tego koszmaru wyciągnie ludzkość. Zakładając, że nie pozwolimy, by o nich zapomniano, najważniejszą lekcją, jaką można wyciągnąć z wojny, jest osobista odpowiedzialność jednostek za ich czyny. W przyszłych konfliktach nikt już nie powinien móc powiedzieć, że jakieś działanie jest w porządku tylko dlatego, że ktoś inny je nakazał albo że zażądało ich państwo czy grupa terrorystyczna. Międzynarodowe normy dotyczące zbrodni wojennych i podstawowych praw człowieka muszą coś znaczyć. W przeciwnym wypadku, zgodnie ze starą sentencją, ryzykujemy powtórzenie się wydarzeń z połowy XX w.

 

Andrew Nagorski (www.andrewnagorski.com), wielokrotnie nagradzany dziennikarz i autor, przez ponad trzy dekady pracował jako korespondent zagraniczny „Newsweeka”. Od roku 2008 do kwietnia 2014 był wiceprezesem i dyrektorem do spraw kontaktów publicznych dla EastWest Institute, grupy eksperckiej zajmującej się stosunkami międzynarodowymi. Nagorski mieszka obecnie w St. Augustine na Florydzie, jednak nadal wiele podróżuje, pisząc dla wielu czasopism i gazet. Jego najnowsze książki to Hitlerland: Jak naziści zdobywali władzę (Rebis, Poznań 2012) oraz Łowcy nazistów (Rebis, Poznań 2016).

Wywiad przeprowadziła Faith Lewis z Manhattan Book Review.